Stoi na stacji lokomotywa,
Ciężka, ogromna i pot z niej spływa:
tłusta oliwa….
W dzisiejszych czasach taki obraz z wiersza Tuwima jest reliktem przeszłości. Pośpiech, prędkość charakteryzują nasz wiek XXI. Powolność (neologizm, na który można spojrzeć jak na drogę po wolność), zatrzymanie się, i w związku z tym refleksja – to dobre dla tego, co minęło, jednak dziś wszystko robi się w przyspieszeniu. Jak do tego doszło? Warto dotrzeć do początków, etiologia tego zjawiska ma związek z rozwojem cywilizacji.
Pęd, pęd… „pędolino”
W książce „Wyloguj swój mózg. Jak zadbać o swój mózg w dobie nowych technologii” Anders Hansen pierwsze dwie strony zapełnił samymi kropkami. Każda z nich, a wszystkich jest, jak podkreślił, około 10 tysięcy, symbolizuje jedno pokolenie ludzi, które stąpało po ziemi od jej początku. Świat, w którym dostępne są samoloty, komputery i telefony komórkowe (jeszcze nie smartfony) znają z tego rejestru… 3 pokolenia! Hansen zaznaczył to graficznie tak:
… (3).
Wobec 10 tysięcy kropek zapełniających dwie strony (znamionują ilość generacji), trzy kropki są doprawdy… śmieszne. Zaraz po tej „prezentacji” następuje zwięzła uwaga: pokolenie, które nie zna Internetu, smartfonów, SM (Facebook jest tu reprezentantem) to JEDNA kropka! To dzieci, które właśnie znalazły się na tym łez padole, jak można się domyślić. Ta kropka jest doprawdy śmieszniejsza niż poprzednie trzy – w kontekście wszystkich generacji.
Żyjemy szybciej – truizm
Właśnie usłyszałam w radiu współczesną wersję jednego z przebojów Eltona Johna. Jego piosenka jest wolna, nastrojowa (nieistotne, czy mi się podoba, czy nie). To co zrobiono z tym utworem pokazuje tendencję współczesności: przyspieszono, dodano bitów, słowem wyszła z tego inna piosenka. Wystarczyło więc przyspieszyć… Nasza rzeczywistość pogrążona jest w pędzie. Nazwałabym ten współczesny pęd „syndromem pendolino”, choć lepsze określenie to niepoprawne „pędolino”. Wszyscy, począwszy od dorosłych, przez dzieci a skończywszy na technologii (równie dobrze można tę kolejność odwrócić) żyjemy i poruszamy się z większą prędkością niż poprzednie generacje. Dorośli szybciej kontaktują się z innymi, szybciej pracują, robią więcej na raz (multitasking), w efekcie czego i z przyczyny czego – dzień mija szybciej. Dzieci i młodzież są szybsze w poznawaniu świata, także wirtualnego. Ten ostatni eksplorują w zawrotnym tempie, co przynosi nie tylko korzyści, ale i straty.
Szybciej – naczelna wartość XXIw.?
Oczywistym jest, że „pędolino” naszego życia wyznacza trendy myśli, postaw, zachowań. Obrońcy tych tendencji są jednocześnie piewcami fuzji człowieka z technologią, z Siecią. Skoro jesteśmy globalnym społeczeństwem informacyjnym, nie sposób wrócić na tryby slow. Jednocześnie „szybciej” znaczy – dla koryfeuszy – „więcej”, a „więcej” znaczy „lepiej”. Z pewnością „więcej” może oznaczać „lepiej” – potencjalnie. Ale faktycznie, nie zawsze pomiędzy „więcej” i „lepiej” jest znak równości. Analogicznie (odwołując się do sylogizmów Arystotelesa), „szybciej” nie zawsze znaczy „lepiej”. Czasem zachłystując się szybkością można, jak mówił jeden z polskich pisarzy, „ślizgać się po powierzchni głębokości”. Choć nie wszystko wymaga dogłębnej analizy, nasza ludzka natura niejednokrotnie podpowiada nam, jak szybko a zarazem właściwie ocenić człowieka, sytuację, zdarzenie, co dobitnie wyjaśnił Malcolm Gladwell w książce „Błysk! Potęga przeczucia”.
Konsekwentnie, bo szybko
Każdy, kto ma do czynienia w perspektywie czasowej z dziećmi i z młodzieżą zauważył, jakiego przyspieszenia doznało dorastanie. Otwartość na świat sprawia, że dzieci przyjmują – z dobrodziejstwem inwentarza – wszelkie konsekwencje wzrastania. Problemy i trudności niegdyś pojawiające się u nastolatków, teraz toczą dzieci. Niestety często słyszę już o wcześniejszej, absolutnie niewłaściwej eksploracji Internetu przez dzieci, a konkretnie stron pornograficznych. Co raz to dowiaduję się od pedagog danych szkół, że czwartoklasiści, że trzecioklasiści… Dostęp do przesyłu danych jest dziś jak powietrze – rodzice boją się go zabronić albo choćby limitować. Oczywiście nie wszyscy rodzice, jednak powszechna postawa konieczności kontaktu dziecka ze światem wirtualnym jest zaskakująca i przynosi niejednokrotnie takie rezultaty. Co raz to słyszę, że uczniowie młodszych klas podstawówki przekazywali sobie informacje lub nawet wchodzili na przerwach między lekcjami na konkretne, zakazane dla niepełnoletnich, strony internetowe. To druzgocąca konsekwencja pędu ku szybkości: dzieci dowiadują się o ciemnych stronach życia zdecydowanie szybciej niż kiedyś. I za pośrednictwem niekontrolowanego dostępu do Sieci.
Rodzicu, otwórz oczy!
Czy można zatrzymać postęp cywilizacyjny? Absurdalne pytanie, po cóż ktoś miałby się rzucać z „motyką na słońce”? Przyjmujemy dobrodziejstwo rozwoju globalnego z wszelkimi konsekwencjami. Zdarza się jednak, że przyjmujemy bez refleksji. Mam takie przeświadczenie, że ten niedobór przemyśleń toczy mocno rodzicielskie grono. Brzdąc ze smartfonem w ręku powtarza tylko zachowania matki. A matka i ojciec przecież mają prawo odpocząć po trudach życia. Dziecko socjalizuje się do świata wirtualnego szybko i zdecydowanie, wręcz jest tubylcem, podczas gdy niektórzy rodzice, ci ze starszych roczników, mogą być jeszcze cyfrowymi imigrantami. Wiem, że powszechnie wykorzystuje się od wielu lat wirtualność jako niańkę, której nie trzeba płacić. Jednak – w dłuższej perspektywie rodzice zapłacą. Zapłacą: zaburzeniem rozwoju emocjonalnego swej pociechy, zaburzeniem koncentracji uwagi, problemami ze snem (wirtualność zmienia pracę neuroprzekaźników odpowiedzialnych za sen oraz dobre samopoczucie w dzień), może nawet wywołać depresję czy uzależnienie.
Rodzicu! Nie bądź biernym konsumentem świata wirtualnego. Bierność w odniesieniu do dzieci przejawia się ciągłym podłączeniem do Sieci i bezkrytycznym jej eksplorowaniem, dla celów rozrywkowych i wypoczynkowych. Ważny jest limit przebywania dziecka i siebie w wirtualności, tak za dnia, jak i wieczorem (ten drugi czas niekorzystny dla każdego człowieka).
I jeszcze niezwykle istotny aspekt naszego kontaktu ze światem wirtualnym – szkoła a smartfon. Czy dziecko naprawdę musi mieć go w szkole? Moje codzienne doświadczenie profilaktyczne w szkole pokazuje, że przerwy zostały zdominowane przez te urządzenia. Dzieci i młodzież nie rozmawiają ze sobą, nawet siedząc koło siebie. Globalność zjawiska head down poraża!
Rodzicu, kochaj swoje dziecko w mądry a nie nowoczesny sposób!
Nie wyrażaj swej miłości przy pomocy ekranów, którymi obłożysz swego maluszka!
Nie dawaj mu smartfona/laptopa na ważne uroczystości w jego życiu!
Nie wiąż szczęścia swego dziecka z jak najszybszym nabyciem przez nie kompetencji wirtualnych!